OPIS ZADANIA
Tuż po poznaniu nowego zadania na moment zapanowało milczenie. Okazało się bardzo różne od poprzednich i zwiastowało więcej pracy niż zabawy. Jak się jednak okazało – pracy bardzo przyjemnej, kreatywnej i ogromnie wartościowej! Staliśmy się wszyscy przez moment najprawdziwszymi varsavianistami, genealogami, historykami, a na koniec – bardami. Co za przygoda!
- Pierwsze, podstawowe pytanie, które sobie zadaliśmy, to jakiego typu historii poszukujemy – prawdziwej czy nie, dotyczącej miasta czy dzielnicy. A ponieważ nasza szkoła znajduje się na Grochowie, który właśnie w tym roku świętuje setną rocznicę przyłączenia się do Warszawy, postanowiliśmy, że uczcimy to wydarzenie po swojemu i spiszemy kawalątek, maleńki jak łebek od szpilki, jego historii. Stanęło na pobliskiej aptece, na pierwszy rzut oka wyglądającej na najzwyklejszą aptekę w świecie, ale o której wiedzieliśmy, że działa nieprzerwanie w tym samym miejscu od lat trzydziestych ubiegłego wieku.
- – O rany! Ja nic nie wiem! Ja tu pracuję od miesiąca! – mniej więcej od takich słów pani magister rozpoczęły się nasze poszukiwania, które, rzecz jasna, zaczęliśmy u źródła. Szybko się okazało, że w aptece nie zachowały się żadne archiwa, a współcześni pracownicy mają bardzo mgliste pojęcie o jej historii. Pozostało nam liczyć na samych siebie.
– O rany! Skąd my zdobędziemy opowieści z międzywojnia? – jęczeliśmy trochę, ale tylko trochę, bo poszukiwania okazywały się coraz bardziej wciągające! - Poszukiwania odbywały się na wielu, bardzo wielu frontach:
a)Założyliśmy infolinię! Zostawiliśmy w aptece specjalne ogłoszenie, licząc na wspomnienia najstarszych spośród jej pacjentów.
b)Przeczesaliśmy Internet wzdłuż i wszerz, korzystając z:- publikacji lokalnych czasopism,
- zdigitalizowanych zbiorów czasopism międzywojennych Biblioteki Uniwersyteckiej, a przede wszystkim „Kurjera Warszawskiego” i roczników, zawierających spis firm i małych przedsiębiorstw,
- galerii fotografii Narodowego Archiwum Cyfrowego,
- artykułów o Warszawie lat trzydziestych, ze szczególnym uwzględnieniem nowoczesności tamtych czasów i „szału na neony”, no i mody – hobbistycznie,
- bazy nekrologów warszawskich,
- wirtualnego spisu nagrobków warszawskich cmentarzy,
- a także z dziesiątek innych stron muzeów, towarzystw i miłośników Warszawy.
c) Telefonowaliśmy do Archiwum Miasta Stołecznego Warszawy, Towarzystwa Przyjaciół Warszawy oraz do naszych prababć i praciotek J.
d) Szperaliśmy w bibliotekach i czytelniach naukowych, poszukując wzmianek o interesującym nas temacie u wielkich varsavianistów – Jerzego Kasprzyckiego i Józefa Lipińskiego.
e) Wypytywaliśmy każdego, kto chciał i nie chciał nas słuchać.
4. Zgromadzone informacje okazały się mieć nie tylko potencjał literacki, ale także historyczny, toteż, niejako jako efekt uboczny naszej pracy, stworzyliśmy hasło na Wikipedii dla założyciela naszej apteki – Roberta Żłobikowskiego, a także stronę apteki na Warszawice (stronie poświęconej Warszawie). Linki do haseł:
http://warszawa.wikia.com/wiki/Apteka_przy_Grochowskiej_128
https://pl.wikipedia.org/wiki/Robert_%C5%BB%C5%82obikowski
5. Następnie TRZYNASTOZGŁOSKOWCEM, jako, że ma wyjątkowe właściwości upamiętniające, przerobiliśmy całość na literaturę.
6. Na podstawie archiwalnych zdjęć z innych aptek tamtego okresu dokonaliśmy „rekonstrukcji” wyglądu etykiet, które mogłyby pojawić się w aptece Żłobikowskiego, a także wyglądu odpisów recept. Zrobiliśmy zdjęcia i wykorzystaliśmy je do stworzenia ulotki, na której zmieściliśmy nasz trzynastozgłoskowiec.
7. Ulotkę powieliliśmy stukrotnie, Część materiałów zostawiliśmy w aptece, gdzie na pewno znajdą czytelników znudzonych staniem w kolejce, a także w „Akwarium” – Punkcie Informacji Kulturalnej na placu w pobliżu naszej szkoły, gdzie czekać będą na żądnych wrażeń turystów i mieszkańców dzielnicy.
8. Dodatkowe kopie rozdaliśmy w szkole uczniom innych klas, przechadzając się w kitlu po korytarzach i strasząc ich przymusowym zaaplikowaniem kropli do nosa, jeśli nie zechcą natychmiast na głos i najlepiej zbiorowo wyrecytować naszego tekstu J
9. A żeby upamiętnianiu stało się zadość, ostatnią z ulotek wkleiliśmy do szkolnej kroniki!
„APTEKA I LABORATORIUM CHEMICZNO-FARMACEUTYCZNE
MAGISTRA ROBERTA ŻŁOBIKOWSKIEGO – 1937”
Na samym krańcu miasta, przy placu Szembeka,
pod koniec lat trzydziestych powstała apteka,
a w niej laboratorium, bardzo nowoczesne,
gdzie wymyślano leki, by życie doczesne
mogli wieść w pełnym zdrowiu mieszkańcy Grochowa:
– Starczy, że przejdę obok i już jestem zdrowa –
szeptały sobie potem sąsiadki do ucha,
czy miały chore nerki, czy zwykły ból brzucha.
Dwa eleganckie schodki wiodły prosto do drzwi,
na nich mosiężny napis – Robert Żłobikowski,
nad wszystkim dumny neon, pierwszy w okolicy,
świecił się wieczorami jak w centrum stolicy.
Pozjeżdżali się szybko studenci farmacji,
uczyć się hydrolizy i acetylacji.
Kochały się po cichu w magistrze studentki,
gdy uczył je odróżniać perz od kocimiętki,
była to bowiem postać niezwykle szlachetna,
wysoka, smukła, miła, do tego nieszpetna.
Nosił pan Żłobikowski koszulę z kołnierzem,
nawet gdy aspirynę rozgniatał moździerzem,
w kolorze antracytu miał też słynny żakiet,
wytworną złotą szpilką spięty biały mankiet.
Mimo że staromodny bywał w sprawie stroju,
to znał się na technice najnowszego kroju –
aparat z sobą nosił, bo chciał i potrafił
oddać się w wolnej chwili sztuce fotografii.
Do dziś w tym samym miejscu – mieści się apteka,
przy ulicy Grochowskiej, na rogu Szembeka,
i choć mijały lata, przeszła wojna druga,
to nad drzwiami apteki – neon ciągle mrugał.
Z pamiątek, niestety, niewiele przetrwało
nic ze starych mebli, wszystko poznikało,
jeszcze podwójne schodki pamięć przechowują
i poeci, co wszystko sumiennie spisują.