…Zadanie bardzo nam się spodobało. Postanowiliśmy pracować metodą projektu. Zespoły miały znaleźć ciekawe historie z naszego miasta lub okolic. Uczniowie zabrali się do przeszukiwania zbiorów bibliotek: szkolnej i publicznej. Pytali w rodzinach, odwiedzali sąsiadów. Już po kilku dniach mieliśmy kilkanaście spisanych opowieści. Padło pytanie, ale w jaki sposób zaprezentujemy te opowieści innym. Były różne propozycje. W tym czasie uczniowie na zajęciach pozalekcyjnych poznawali historię pisma. Czerpali papier z makulatury, pisali po nim gęsim piórem. Postanowiliśmy wykonać papier czerpany i zdobyć gęsie pióra, które po odpowiednim zaostrzeniu nadawały się do pisania atramentem. Piór było za mało, więc kupiliśmy stalówki i atrament. Pierwsze próby przepisywania opowieści kończyły się ogromnymi kleksami, ale potem… Jak to wygląda pokazują zdjęcia. Legendy były też przepisywane na współczesnym pergaminie. Uczniowie ozdabiali teksty inicjałami oraz kolorową bordiurą. Próbowaliśmy pisać na tabliczkach z gliny a nawet rysować hieroglify, ale nie były one czytelne. Przepisane karty oprawiliśmy własnoręcznie ozdabiając okładki „klejnotami” . Kilka legend oprawiliśmy deseczkami. Zbiór przekazaliśmy do biblioteki szkolnej , gdzie wzbudza wielkie zainteresowanie wśród odwiedzających czytelników. Jaćwingowie to pradawny lud zamieszkujący okolice mazurskich jezior. Lilie wodne zwali ”Łek”. Z nimi wiąże się nazwa naszego miasta i historia o rycerzu, nieszczęśliwej miłości i liliach z jeziora Łek, spisana przez krzyżackiego mnicha. Opowieść odnalazł i opowiedział ksiądz Jan.
„Białe lilie” Rycerza posłano aby zajmował się zamkiem na wyspie. Tutaj poznał swą żonę. Skąd pochodziła? Z Jaćwingów, Polaków, Litwinów. Bóg raczy wiedzieć. Była piękną, bogobojną i dobra kobietą. Kochał ja nad życie. Spośród dziewięciorga dzieci, którymi Bóg ich obdarzył, największą radością ojca była najmłodsza córeczka. W domu wołano na nią Miłka i wszyscy w zamku tak ją nazywali. Wyrosła na piękną i miłą dziewczyną. Uśmiechem swoim rozpromieniała wszystkich mieszkańców zamku. Była wrażliwą na ludzkie cierpienie. Często chodziła do zamkowych lochów aby pocieszyć zamkniętych tam ludzi. W więziennych lochach, za żelazną kratą widziała młodego, jasnowłosego Jaćwinga, schwytanego podczas potyczki wojennej. W jego dzikim wzroku widać było tylko ból. W jego rodzinnym języku, którego nauczyła ja matka, pocieszała go. Żadnej reakcji, żadnego słowa. Ciągle patrzył gdzieś daleko. Aż, któregoś dnia powiedział tylko: Ja syn wybitnego ludu chcę być wolny. Wtedy zauważyła w jego oku łzę. Ta łza paliła ją jak ogień. Nie mogła spać. Nie mogła znaleźć sobie miejsca. –Tato! Prosiła. Wypuść tego Jaćwinga. On tam umrze. Przez tygodnie prosiła ojca, ale ojciec był nieugięty. Pewnego razu modląc się pod krzyżem, zrozumiała co może zrobić. Tamtej, pamiętnej nocy, księżyc i gwiazdy oświetliły jezioro. Łódź z dwojgiem zbiegów oddalała się od zamku, ale płynęła powoli. Wiosłowała przebrana za strażnika zamkowego Miłka, a on wyczerpany więzieniem nie miał dość sił, by jej pomóc. Byli już na środku jeziora, gdy na zamku dały się słyszeć krzyki. Zauważono ucieczkę więźnia. Kilka łodzi ruszyło w pogoń. Miłka nie miała już sił. On chwycił za wiosła, ale płynęli za wolno. Łodzie doganiały ich, zaczęły padać strzały. Dopływali już do ujścia rzeki, gdy strzała ugodziła dziewczynę. Miłka zaczęła z łodzi zsuwać się do jeziora. Szeptem prosiła. – Uciekaj! On skoczył za nią do jeziora. Podciągnął ją. Usłyszał. Uciekaj proszę – szeptała, Odpłynął do brzegu. Miłka trzymała się jeszcze liny, czekała aż dopłynie jej ojciec. Gdy dopłynął i nachylił się nad nią by wyciągnąć ją z wody, usłyszał słowa: -Tato, puść go wolno. Nie zdążył chwycić jej reki. Opadła między rosnące w wodzie białe lilie. Długo jej szukali ale na próżno. Jaćwing stał na brzegu, jakby nie chciał uciekać, Ojciec nie chciał go widzieć. Wpatrywał się w toń jeziora. Nagle dał się słyszeć krzyk wolnego młodzieńca : ŁEK. ŁEK.ŁEK. Po chwili nie było go już widać. Ojciec i strażnicy wpatrywali się w kwitnące na tafli jeziora białe lilie.